I nic już nie ma co dodawać. Mocniej chyba już dziś słowo nie mogło zabrzmieć. Spodziewałem się tego, ale nie wiedziałem, że to aż tak mocno tego doświadczę. Ponad trzy tygodnie temu rozpoczęliśmy święty czas Wielkiego Postu. Każdy zaczynał jak mógł, jak potrafił czy chciał. Różne były te nasze początki, starty, pierwsze kroki. Tak jak każdy obrałem sobie postanowienie i jak każdy kto chciał sensownie przeżyć ten czas zaplanowałem sobie jak chcę ten okres przeżyć.
Na początku nim wyruszyliśmy pisałem i zapraszałem was i siebie do tego, by dać rozerwać swoje serce i dziś widzę, że nie był to tylko pusty slogan. Po trzech tygodniach wyszło kim każdy z nas jest i dalej nie postawimy ani jednego najmniejszego kroku i będziemy kręcić się w kółko - jeżeli rzeczywiście nie damy, by pękło nasze serce. Serce to nasze mimo najszczerszych chęci skamieniało nam i stało się nieczułe. Stąd te znużenie, zmęczenie i obojętność w drodze, a może nawet już brak sił by dalej iść, by podejmować jakikolwiek trud, bo zwyczajnie pytam się po co. I może nawet już wracam, bo nie chce mi się iść już po tej pustyni, może już słowo słyszę coraz ciszej, a może nawet w ogóle go nie mogę usłyszeć, a co dopiero zrozumieć, żyć i karmić się.
I dziś woła Bóg z całą swą siłą i mocą, a jednocześnie czułością i delikatnością: wróć Izraelu, wracaj Marku, Anno, Olu, Ewo, Darku, Tomaszu, Mario, Tereso, Grażyno... wróć do Mnie, bo upadłeś i straciłeś siłę dzięki swojej nierozsądności, głupocie. Zapomniałeś o Bogu, o Jego Miłości. Przypomnij sobie co mówiłem od początku twojej wędrówki do Ciebie i zabierz te słowa ze sobą i nawróć się, zawróć swe kroki i znów rozpocznij drogę za Bogiem, nigdy sam na przedzie. Nie w nas siła, lecz Tobie, Boże. Nie w naszych rękach zwycięstwo, bo kiedy sami chcemy walczyć od razu przegrywamy i dajemy powód do radości diabłu. Drogi Boże są proste, niezwykle proste, że aż zdumiewające. Tylko trzeba pozwolić Jemu w nas zwyciężyć. To nie ja bowiem wygrywam walkę, ja jedynie co mogę sam to przegrać i dać się zbłaźnić i doprowadzić do stanu pośmiewiska.
Niezwykły obraz maluje przed naszymi oczami prorok Ozeasz, obraz człowieka powracającego do Boga. Ten kto powróci do Niego zostanie umiłowany z serca, tego Bóg przytuli do swego SERCA. Ten, który jest Stwórcą świata tak bardzo tęskni za mną, że chce mi wybaczyć wszelkie zło, chce o tym zapomnieć i jak ojciec swoje dziecko chce ukochać i przygarnąć do siebie. On, który nas pierwszy umiłował, nim zaistnieliśmy, przed wiekami ukochał nas miłością, jaką nikt na świecie nie może nam dać. Warto więc wrócić, warto i warto wstać, choćby nawet z największego bagna i szamba naszych grzechów i niewierności-warto. Warto przyjść i dać się uleczyć Bogu, bo tylko On jest w stanie dać mi zdrowe serce. On tylko jest wstanie poskładać moje serce, które być może porozlatywało się jak puzzle, On tylko jest w stanie je pozszywać i zrzucić to co kamienne. Nie ma tak poranionego serca, którego Bóg nie dałby radę uzdrowić i wyleczyć. On ma specjalne lekarstwo na moją chorobę serca. Gdy serce jest popękane jak ziemia na pustyni, On staje się dla mnie rosą, która o poranku staje się balsamem na ranę, rosą, która zwilża to co najbardziej suche i twarde i ożywia to co umarło już w skutek grzechu. Bóg chce, by moje nieczułe i wyschnięte, popękane serce stało się ogrodem, w którym zakwitną lilie jako symbol czystości, a czymże jest czystość jak nie oglądaniem Boga twarzą w twarz. W ogrodzie pośród kwitnących lilii chce On zamieszkać. Chce też, by to serce, gdzie dawno już wszystko poumierało wyrosły piękne drzewa topolowe, z pięknymi i rozłożystymi korzeniami. Bóg chce zapuścić w moim sercu swe korzenie, chce opleść moje serce samym Sobą. Wtedy stanie się kolejny cud opisany obrazem latorośli i drzew oliwnych, które wydają najpiękniejszą woń. Grzech jak bagno śmierdzi i to strasznie, więc Bóg chce bym mógł pachnieć Jego obecnością, bym był Jego wonnością, którą delektują się wszyscy, a której nie zdołają wymyślić nawet najlepsi producenci przemysłu kosmetycznego. Każdy najlepszy perfum jest niczym przy wonności Bożej. Ta woń odstrasza diabła, a sprasza ludzi tak, że mam coraz więcej bliskich mi osób. Piękny to obraz mojego serca. Teraz wybór staje przede mną. Co wybiorę-pokaże życie. Ale nie chcę się non stop paprać w tej beznadziei i letargu. Mój wybór na dziś to wybór Boga.
Wróć do swego Pana. Przyjdź pod Jego Krzyż i wciąż pytaj się co masz robić i jak masz kochać. Tylko wtedy dojdziesz, dojdę, dojdziemy do celu - w pojedynkę znów upadniemy i zbłądzimy. Jeśli masz własny plan na życie, własny bez pytania się co On chce od Ciebie, to musisz wiedzieć, że prędzej czy później wejdziesz w ciemną uliczkę, ale nawet wtedy nie trać nadziei i wracaj do Boga. Nie ma bowiem takiej chwili, czy momentu byś nie mógł do Niego wrócić. On zawsze czeka na Ciebie z otwartymi ramionami!
I co dalej? Co dalej nas czeka? Na początek naszej wędrówki, a czas, by ją rozpocząć od nowa, od miejsca gdzie się każdy z nas zatrzymał, gdzie zwątpił, upadł, przewrócił się - trzeba nam miłości. Wielki Post to czas Wielkiej Miłości. I dziś Bóg mówi do ciebie na serio i potraktuj to na serio, nie z uśmieszkiem, ale z odwagą, z power'em w sercu z restaurowanym, po konserwacji u najlepszego Chirurga - KOCHAJ! KOCHAJ BOGA, KOCHAJ BLIŹNIEGO, KOCHAJ SIEBIE. KOCHAJ BOGA Z CAŁYCH SIŁ - nie na pół gwizdka, niech On stanie się dla Ciebie największą miłością Twojego życia! KOCHAJ BLIŹNIEGO - TAK JAK TY BYŚ CHCIAŁ BYĆ KOCHANYM. KOCHAJ SIEBIE - NAJMOCNIEJ JAK UMIESZ I POTRAFISZ. Kochaj, kochaj, kochaj. I nic więcej. Bo więcej nam nie potrzeba, prócz miłości. NIE MA INNEGO PANA, NIE MA INNEJ MIŁOŚCI, NIE MA INNEGO ŻYCIA I NIE MA INNEGO NIEBA, WIĘC KOCHAJ, KOCHAJ, KOCHAJ...
Marek Krzyżkowski CSsR
dziękuję
OdpowiedzUsuńpodniosły mnie te słowa